czwartek, 27 października 2011

Mazel tov!

Przyszło nowe - rozpoczął się żydowski Nowy Rok 5772, Uniwersytet ledwo ochłonął po inauguracji roku akademickiego 2011/2012 (z różnymi skutkami rozpoczętym wyjątkowo wcześniej), a Studium Kultury i Języków Żydowskich po tym, jak wzbogaciło się o nowe portrety w galerii absolwentów, przyjęło w swoje progi kolejną trzydziestkę kandydatów na judaistów. Wznowiło działalność Koło Naukowe, odświeżone zastrzykiem świeżych pomysłów i energii, której wyrazem była zorganizowana w drugiej połowie października wyprawa do Dzierżoniowa. Kilka ujęć z wyjazdu znajdziecie tutaj.
Przed nami trudne zadanie - nasi poprzednicy ustawili wysoko poprzeczkę, czego efektem jest strona, na której czytacie te słowa; to również wiosenne uhonorowanie II nagrodą na Giełdzie Kół Naukowych i niemniej cenne poczucie, że jesteśmy częścią ambitnego i ciekawego przedsięwzięcia. Dlatego zapraszamy wszystkich chętnych do pracy - teraz nasza kolej! Zachęcamy również do wspólnego redagowania tej strony - a w najbliższym czasie także do tworzenia semestralnika Najes. Stosowny apel na pewno wkrótce się pojawi.
Pozostając w temacie słodkości, przesyłam w imieniu Koła kolorowy torcik na szczęście (o mamo, te toffifee na rogach...) :-)
Jesteśmy w kontakcie!
MJ

czwartek, 16 czerwca 2011

Adon szoko

Nieco absurdalna piosenka bez puenty o panach Szoko, którzy wcale nie topnieją w upale, ani „naprawdę nie dzieje się nic,” już zawsze będzie kojarzyć się nam z czasem rozstań. Będziemy ją nucić z rozrzewnieniem, jak Whitney Houston żegnając się z Kevinem Costnerem, stojącym na płycie lotniska z ręką na temblaku w niezapomnianym filmie The Bodyguard. To prawdziwie intertekstualnie paralelna sytuacja. My, ukochany drugi rok, odlatujemy, a doktor Jagodzińska macha nam na pożegnanie ze łzami w oczach i szyją w kołnierzu ortopedycznym.

W środę, 15. czerwca, oficjalnie zakończyliśmy naukę w Superstudium. Dostaliśmy piękne kartki z jidyszowymi przysłowiami autorstwa Piotra Grącikowskiego, wschodzącej gwiazdy polsko-żydowskiego ilustratorstwa, i obrazki pierwszokomunijne z logo naszego Studium. Pożegnaliśmy się też z rabinem Rapoportem, który, po kilku latach służbowego galutu, powraca do Erec Israel, żeby tam odnaleźć nowych, miejmy nadzieję równie pojętnych, uczniów. Chwile wzruszenia utrwalał swoją kamerą Leszek Leo Kantor, więc może i to zakończenie okaże się początkiem czegoś nowego, na przykład kariery filmowej Profesora, bo w końcu był on jedyną osobą wypowiadającą się podczas całej uroczystości. Nam pozostanie co najwyżej nadzieja na powrót do mody filmu niemego.

Nawiązując do tematu czekolady – w mentalności każdej jidysze mame zakodowane jest, że żadne przyjęcie nie może odbyć się bez cateringu, dawniej nazywanego poczęstunkiem. Model ogolonej na łyso kobiety parytetowej powoli ustępuje miejsca kobiecie archetypicznie domowej, polskiej odpowiedzi na jidysze mame. Obecność tego trendu można zaobserwować m.in. na najsłynniejszym polskim blogu, gdzie zgrany tandem Kasi i Zosi, pichci razem potrawy o obcobrzmiących nazwach, ubrany w ciuchy zamawiane w mało hipsterski sposób, na Asosie, modnym wśród brytyjskiej klasy średniej. Być może to właśnie na tym blogu wyczytałyśmy, że muffinki (albo żeby brzmiało jeszcze bardziej nowojorsko – cupcakes) są tym czym neon i kamel w tegorocznych kolekcjach. Absolutny must-have. Dzielimy się przepisem. 




 Najpierw kroimy truskawki. W międzyczasie ktoś inny miesza suche z suchym i mokre z mokrym. Siekamy też czekoladę. My naszą kupiłyśmy w Carrefourze. Nie odbiega jakością od innych czekolad, a jest nieco tańsza. Taniość i praktyczność to dwa pryncypia przyświecające naszemu życiu od kiedy przeczytałyśmy czytankę o wujku z pryncypiami i dowiedziałyśmy się, że prawdziwi kibucnicy biorą rano zimny prysznic. Majim karim. Make life easier.



To zdjęcie miało być zatytułowane „niewidzialna ręka,” ale to akurat ona jest tu najbardziej widoczna. Wraz z innymi częściami ciała należy do krypto-fanki naszego Koła, właścicielki profesjonalnej blaszki do wypieku muffinów, przywiezionej aż zza kanału La Manche, Joanny S.,  która woli pozostać anonimowa, jak na prawdziwego darczyńcę przystało.




Wlewamy ciasto muffinowe do foremek. Moje były przywiezione aż z Edynburga. Uspokajam jednak, że Wrocław przed Euro 2012 staje się coraz bardziej internacjonalny. Poznajemy kuchnię fusion. Nie tylko fusion schabowego z kapustą. Foremki niedługo powinny być dostępne w każdym Społem.



Dementujemy rozprzestrzeniające się gdzieniegdzie plotki jakoby Sylvia Plath miała upiec swoją głowę w piecu. To było tradycyjne samobójstwo, a żeby ono się udało, piec nie może się palić. Wystarczy sam gaz. Uspokajam zarazem, że Ania sprawdza tylko konsystencje naszych muffinków. Kiedy ciasto nie przykleja się do drewnianego kijka, muffinki wołają: „Wyciągnij mnie!” Na ten niewerbalizowany akt rozpaczy reagujemy stanowczo i szybko. 


Tak wygląda pierwsza porcja muffinków i ja. W niewyraźnych całe szczęście na zdjęciu spodniach alladynkach. Nie polecam. Prawdziwa kobieta powinna piec ubrana w spódnicę. Najlepiej białą. Tak jak Ania. 




A to już, jak to się mówi, ku niezadowoleniu purystów językowych, efekt końcowy. Muffinki przyozdobione czymś na kształt nagietka w barwach narodowych Izraela. 



Kasia Andersz

środa, 15 czerwca 2011

Mykwa - konferencja

Marzenie doktor Lisek zostało zrealizowane i pod koniec maja, odbyła się pierwsza w Polsce konferencja o mykwach.

Słuchając wykładów, można było odnieść wrażenie, iż ten temat to (nomen omen) studnia bez dna. Były rysy historyczne, było medycznie, etnologicznie, antropologicznie, prawniczno, feministycznie, współcześnie, architektonicznie.... 

Urozmaiceniem było zwiedzanie doprowadzonej do błysku wrocławskiej mykwy i projekcja filmu Golet v údolí, opowiadającego o problemach z mykwą pewnej małej wioski na Rusi Podkarpackiej.

A tu o konferencji i samej mykwie w prasie:



niedziela, 5 czerwca 2011

Biała Sobota

To, co ważne dla Wrocławskiej judaistyki, to nade wszystko jej historia. Pośród niej zaś zapisane są takie ważne wydarzenia i postaci jak inwentaryzacja żydowskiego cmentarza w Białej i prof. Jerzy Woronczak.

            Ku źródłom naszego studium a także ku źródłom cmentarnych i inskrypcyjnych fascynacji wybrała się nieliczna, ale bardzo zapalona grupa studentów z superstudium, tworzona przez:  Anię, Kasię, Agę, Łucję, Dorotę i Marka, pod przewodnictwem dr Jana Pawła Woronczaka. I choć cel był jeden tj. cmentarz w Białej, po drodze, jak przystało na miłośników inskrypcji, zdołaliśmy dodatkowo zobaczyć cmentarz żydowski w Opolu, który ze względu na bliska lokalizacje dworca, można było nawiedzić w czasie przerwy pomiędzy przesiadką z pociągu na autobus.
            Chwila snu, kilka spojrzeń na opolskie krajobrazy i naszym oczom ukazało się w całej okazałości miasteczko o nazwie Biała koło Prudnika, a dawniej zwane Zülz . I zapewne wiele jest temu podobnych w Polsce, to dla nas jest niezwykłe. Tu na skraju miasta, tuż za parkiem znajduje się niepowtarzalny cmentarz żydowski. Do niego zaś prowadzi ulica, której patronem jest nie kto inny jak wybitny profesor wrocławskiej polonistyki i założyciel studiów żydowskich na Uniwersytecie Wrocławskim: profesor Jerzy Woronczak.
            Cmentarz, który badali prof. Woronczak wraz ze swoim synem, jest wyjątkowy ze względu na stan i liczbę macew. Jest ich tu ponad 900, o rozpiętości czasowej od początku XVII najstarsze, do początku lat trzydziestych kończąc na najmłodszych. Jak opowiedział nam dr Woronczak, będąc jeszcze nastolatkiem, przyjeżdżał tu wraz ze swoim ojcem by spędzić miesiąc wakacji, codziennie inwentaryzując nagrobki. My zastaliśmy cmentarz zarośnięty wszelką zieloną roślinnością, zamieszkały przez niezliczonego rodzaju owady. Taka sytuacja nie była dla nas wszystkich komfortowa, nie wspominając nic o nierówności terenu, który nieraz przyprawił nas o upadek. Co zobaczyliśmy i zarazem przeczytaliśmy z macew jest nasze i nikt nam tego nie zabierze. Wspaniałego widoku inskrypcji osiemnastowiecznych i starszych z których z trudem można było odczytać datę śmierci. Ale nam z pomocą dra Woronczaka i takie zadania nie były straszne.
            Po opuszczeniu cmentarza udaliśmy się aby ów piękny słoneczny dzień uczcić porządna porcja lodów, bo w końcu po takich atrakcjach dla rozumu należy się także coś dla ciała. Po drodze zdołaliśmy jeszcze zobaczyć nieczynny kościół poprotestancki, pomnik poświęcony żołnierzom poległym w I wojnie światowej oraz obelisk ku pamięci Friedricha Ludwika Jahna, miejsce w którym niegdyś stała synagoga oraz nieczynny pałacyk, zwany potocznie „zamkiem”. Taka moc atrakcji pozwoliła nam w drodze powrotnej nie myśleć już o niczym tylko poddać się wszechogarniającej sile drzemki.
            A Biała w naszej pamięci pozostawiła coś więcej niż zachwyt i dobre wspomnienie. Przede wszystkim  pragnienie, by jak najszybciej tam powrócić....

Marek Szajda
W albumie (link) gratka - przedwojenne zdjęcia Białej



PS: Relacja z konferencji i z Simchy wkrótce!

wtorek, 24 maja 2011

Pełen atrakcji maj

Im cieplej tym lepiej, jak to mówią.
Żeby nie pogubić się we wszystkim co się w maju dzieje, małe schedule:

25-26.V Konferencja "Mykwa - przestrzeń, funkcja, prawo i motyw"


29.V-3.VI - Festiwal Kultury Żydowskiej SIMCHA


A w trakcie SIMCHY (29.V, godz. 17) - Wystawa: Kolekcja Saravala. Hebrajskie rękopisy i pierwsze druki we Wrocławiu.


ZAPRASZAMY

niedziela, 15 maja 2011

Sprzątając mykwę


Czym byłaby konferencja o mykwie bez mykwy? Wrocławska mykwa – zapomniana, niesprzątana od lat - czekała tylko na takich pracusiów jak my! Otwarliśmy więc jedno z wielu tajemniczych wejść przy Włodkowica 7 i naszym oczom ukazała się mocno dotknięta zębem czasu owa rytualna łaźnia. Uzbrojeni w cały arsenał narzędzi, rozpoczęliśmy Wielkie Sprzątanie. Poczynając od zamiatania i wzbijania kurzu (nie obyło się bez maseczek, nagle wszyscy poczuli się Doktorami), a kończąc na myciu -  ukazywały się nam coraz to nowe skarby - doprowadzona do błysku wanna, stół wprost z domu przedpogrzebowego z cmentarza przy ulicy Lotniczej, kafelki ze zdobnymi deseniami… Na koniec główne zbiorniki lśniły taką czystością, że nie wahałabym się tam przejść w białych rajstopach!


Ekipy zamiatające, ekipy myjące, ekipy szorujące, nosiwody... Każdy znalazł zadanie dla siebie. Nad wszystkim czuwała pani doktor Joanna Lisek, która potrafiła jednocześnie sprzątać, wydawać rozporządzenia, opowiadać, pertraktować z większością instytucji zlokalizowanych wokół dziedzińca i udzielać wywiadu. A tak…wywiadu, bo nawet media zainteresowały się nami, humanistami wykwalifikowanymi we wszystkich kierunkach.
Dwa dni sprzątania doprowadziły mykwę do stanu oglądalności. Raczej nie: używalności, bo to wymagałoby więcej pracy. Liczymy jednak na to, że nasza etiuda zainspiruje innych do podjęcia odpowiednich działań.

A tymczasem zapraszamy na konferencję – "Mykwa - przestrzeń, funkcja, prawo i motyw" w dniach 25-26.V.2011, Instytut Filologii Polskiej, pl. Nankiera 15, sala im. Władysława Nehringa.


AG

wtorek, 10 maja 2011

Syreny w Lesznie?


- Proponuję kawę. Tylko nie wiem – najpierw kawa czy najpierw cmentarz? – powiedziała zaspanym głosem pani Anna Kałużny, gdy wynurzaliśmy się z przejścia podziemnego w okolicach dworca kolejowego w Lesznie.
- Kawa. W drodze na cmentarz. – zapadł salomonowy wyrok profesora Wodzińskiego.
Nikt nie śmiał protestować. I tak oto dzień zaczęliśmy od aromatycznej kawy w cukierni przy głównej ulicy w Lesznie. Nie ma co kryć – jak zauważyła przewodnicząca Koła  – Leszno cukierniami stoi. Co krok kusiły nas swymi zapachami. My, mimo to, wytrwale szliśmy na stary cmentarz żydowski – jeden z celów wyprawy.
A było nas dziesięcioro tych, którzy słonecznej, soczyście zielonej, wiosennej soboty postanowili poznawać tajemnice życia Żydów w Lesznie. Dziesięcioro tych, którzy wstali o świcie w sobotę: profesor i pani Anna, siedem studentek i zafascynowana kulturą Żydów koleżanka jednej z nas.

Punkt pierwszy wyprawy to właśnie cmentarz przy ul. Jana Pawła II 14. Na terenie ogrodu wokół dzisiejszej biblioteki – dawniej domu przedpogrzebowego - zgromadzono macewy. Ułożone jedna  za drugą, nie wszystkie są dobrze widoczne. Część leży na trawniku, część ustawiono za budynkiem. Prace badawcze trzeba było więc zacząć od takiego ułożenia kamiennych płyt nagrobnych, by inskrypcje na nich były widoczne.
Nie da się ukryć. Jako badaczki, wykazałyśmy się nie lada wyobraźnią podczas odczytywania treści macew: „To drzewo?” „Nie, to ćma.” „A tam – tam, to na pewno syrena?!” „Nie. Dąb.” A Ola okazała się być mistrzynią odczytywania dat na macewach! Po fascynującej podróży w czasie (opowieść o niemieckim prawodawstwie i żydowskich próbach niełamania prawa halachicznego w jego kontekście, o higienie – lub jej braku – w dawnych miastach itd.),  w którą zabrał nas profesor Wodziński, poszliśmy w stronę synagogi, mijając po drodze dom Leo Baecka, żydowskiego filozofa.

Wcześniej zajrzeliśmy, oczywiście, do domu przedpogrzebowego. Oraz ustawiliśmy najładniejsze nagrobki wzdłuż ścian biblioteki. Ania Michalska zaczarowała wszystkich opowieścią o synagodze i życiu Żydów w Lesznie. W muzeum obejrzeliśmy jeszcze zbiór judaików.  I okazało się, że to już czas na pociąg…
Nie wszystko zdążyliśmy zobaczyć – zostało jeszcze kilka ekspozycji muzealnych. Szkoda. Ale to znaczy, że trzeba będzie jeszcze tam wrócić.

Zdjęcia (wkrótce więcej)

 Maria Rudnicka

niedziela, 8 maja 2011

Na dobry początek

Nasze SuperStudium i SuperKoło ma swoją stronę, ma grupę dyskusyjną, ma swoją gazetę, ma Facebooka, a teraz ma jeszcze bloga! Jednak nie ma on być jeno miejscem ogłoszeń, a miejscem opisów naszych projektów/wyjazdów/planów, miejscem plotek, spostrzeżeń, wymiany myśli, galerią (po prawej link)... wszystkiego mniej lub bardziej związanego z tematem Wiadomo Jakim.
Dodatkowo ma być medium, które ułatwi wszystkim zainteresowanym kontakt z Nami.

Dlatego zachęcam wszystkich, bardziej lub mniej piśmiennych do współtworzenia bloga :)


AG


ps: komentujcie, komentujcie...