czwartek, 16 czerwca 2011

Adon szoko

Nieco absurdalna piosenka bez puenty o panach Szoko, którzy wcale nie topnieją w upale, ani „naprawdę nie dzieje się nic,” już zawsze będzie kojarzyć się nam z czasem rozstań. Będziemy ją nucić z rozrzewnieniem, jak Whitney Houston żegnając się z Kevinem Costnerem, stojącym na płycie lotniska z ręką na temblaku w niezapomnianym filmie The Bodyguard. To prawdziwie intertekstualnie paralelna sytuacja. My, ukochany drugi rok, odlatujemy, a doktor Jagodzińska macha nam na pożegnanie ze łzami w oczach i szyją w kołnierzu ortopedycznym.

W środę, 15. czerwca, oficjalnie zakończyliśmy naukę w Superstudium. Dostaliśmy piękne kartki z jidyszowymi przysłowiami autorstwa Piotra Grącikowskiego, wschodzącej gwiazdy polsko-żydowskiego ilustratorstwa, i obrazki pierwszokomunijne z logo naszego Studium. Pożegnaliśmy się też z rabinem Rapoportem, który, po kilku latach służbowego galutu, powraca do Erec Israel, żeby tam odnaleźć nowych, miejmy nadzieję równie pojętnych, uczniów. Chwile wzruszenia utrwalał swoją kamerą Leszek Leo Kantor, więc może i to zakończenie okaże się początkiem czegoś nowego, na przykład kariery filmowej Profesora, bo w końcu był on jedyną osobą wypowiadającą się podczas całej uroczystości. Nam pozostanie co najwyżej nadzieja na powrót do mody filmu niemego.

Nawiązując do tematu czekolady – w mentalności każdej jidysze mame zakodowane jest, że żadne przyjęcie nie może odbyć się bez cateringu, dawniej nazywanego poczęstunkiem. Model ogolonej na łyso kobiety parytetowej powoli ustępuje miejsca kobiecie archetypicznie domowej, polskiej odpowiedzi na jidysze mame. Obecność tego trendu można zaobserwować m.in. na najsłynniejszym polskim blogu, gdzie zgrany tandem Kasi i Zosi, pichci razem potrawy o obcobrzmiących nazwach, ubrany w ciuchy zamawiane w mało hipsterski sposób, na Asosie, modnym wśród brytyjskiej klasy średniej. Być może to właśnie na tym blogu wyczytałyśmy, że muffinki (albo żeby brzmiało jeszcze bardziej nowojorsko – cupcakes) są tym czym neon i kamel w tegorocznych kolekcjach. Absolutny must-have. Dzielimy się przepisem. 




 Najpierw kroimy truskawki. W międzyczasie ktoś inny miesza suche z suchym i mokre z mokrym. Siekamy też czekoladę. My naszą kupiłyśmy w Carrefourze. Nie odbiega jakością od innych czekolad, a jest nieco tańsza. Taniość i praktyczność to dwa pryncypia przyświecające naszemu życiu od kiedy przeczytałyśmy czytankę o wujku z pryncypiami i dowiedziałyśmy się, że prawdziwi kibucnicy biorą rano zimny prysznic. Majim karim. Make life easier.



To zdjęcie miało być zatytułowane „niewidzialna ręka,” ale to akurat ona jest tu najbardziej widoczna. Wraz z innymi częściami ciała należy do krypto-fanki naszego Koła, właścicielki profesjonalnej blaszki do wypieku muffinów, przywiezionej aż zza kanału La Manche, Joanny S.,  która woli pozostać anonimowa, jak na prawdziwego darczyńcę przystało.




Wlewamy ciasto muffinowe do foremek. Moje były przywiezione aż z Edynburga. Uspokajam jednak, że Wrocław przed Euro 2012 staje się coraz bardziej internacjonalny. Poznajemy kuchnię fusion. Nie tylko fusion schabowego z kapustą. Foremki niedługo powinny być dostępne w każdym Społem.



Dementujemy rozprzestrzeniające się gdzieniegdzie plotki jakoby Sylvia Plath miała upiec swoją głowę w piecu. To było tradycyjne samobójstwo, a żeby ono się udało, piec nie może się palić. Wystarczy sam gaz. Uspokajam zarazem, że Ania sprawdza tylko konsystencje naszych muffinków. Kiedy ciasto nie przykleja się do drewnianego kijka, muffinki wołają: „Wyciągnij mnie!” Na ten niewerbalizowany akt rozpaczy reagujemy stanowczo i szybko. 


Tak wygląda pierwsza porcja muffinków i ja. W niewyraźnych całe szczęście na zdjęciu spodniach alladynkach. Nie polecam. Prawdziwa kobieta powinna piec ubrana w spódnicę. Najlepiej białą. Tak jak Ania. 




A to już, jak to się mówi, ku niezadowoleniu purystów językowych, efekt końcowy. Muffinki przyozdobione czymś na kształt nagietka w barwach narodowych Izraela. 



Kasia Andersz

1 komentarz:

  1. Wspaniale się jadło i wspaniale się czyta! Pozdrowienia najlepsze, Jarczak (już po pierwszym egzaminie)

    OdpowiedzUsuń